Aby to zobaczyć [początek obrad Okrągłego Stołu], spieszyłem się ,lecąc przez targowisko przy Kamienieckiej do tramwaju na plac Szembeka. Jaja wiejskie — 40 zł, zauważyłem kątem oka. Wysiadłem pod Zamkiem, przeczytałem na murze — III Kongres KPN. Te napisy na murze to cała historia społeczna i polityczna. Nie nikły. Pojechałem schodami (były czynne) do celu. Tam przed Pałacem Radziwiłłowskim był już tłum, tysiąc, może dwa. Mało, bo moim zdaniem to była chwila historyczna. Wszyscy czekali na Wałęsę. Ludzie zaglądali do wjeżdżających samochodów, ale Lecha nie było. Pojawiły się dwa transparenty — jeden NZS. Rozlegały się spontaniczne brawa. Zaczęło też intensywnie padać. Deszcz zalewał mi okulary. Tłok, ciasnota, wycofałem się do lepszego miejsca do obserwacji. Nadal padało. Przeto postanowiłem skryć się w najbliższym antykwariacie nad księgarnią wojskową, wysuszyć się i trafiłem tam na parę rzadkości o tematyce szachowej. Oczywiście kupiłem. „Lekko licząc — pomyślałem — jestem ponad dwadzieścia tysięcy do przodu. Za dwa dni przyjedzie handlarz, który ma kontakty ze światem i sprzeda to gdzieś na Zachodzie za dolary”.
Wróciłem na ulicę i w tym momencie pod Bristolem zobaczyłem, jak kroczy Wałęsa z asystą. Tłum skandował i podążał w ślad za delegacją: „Nie dajcie się!”. Było słychać i: „Solidarność! NZS! Wolne wybory!”. Milicji nie udawało się utrzymać kordonu i ludzie masą walili przez jezdnię, wypełniając pół dziedzińca pałacowego od bramy. Wtem trach, poleciała szyba w bocznym, południowym skrzydle. „Dobry znak” — pomyślałem.
Warszawa, 6 lutego
Krzysztof Jastrzębski, Wspomnienia żoliborskiego antykwariusza, Warszawa-Puławy 2009.